Miłość z numerem PIN w tle


Choć w XXI w. trudno mówić o mezaliansie, to czy dobrze się dzieje, gdy przyszłych małżonków, już na starcie, dzieli przepaść finansowa? Jedno zarabia dobrze, drugie kiepsko lub w ogóle nie pracuje.   

 

Jeśli wstępujemy w związek małżeński z partnerem czy partnerką, która do tego czasu zgromadziła znaczący majątek, to dla komfortu psychicznego obu stron, radziłabym podpisać intercyzę. To z pewnością rozwieje wszelkie wątpliwości, co do intencji małżeńskich osoby mniej majętnej. Bo to na niej skupiają się wszelkie podejrzenia. Podpisanie intercyzy oznacza zachowanie fair play w stosunku do partnera czy partnerki z majątkiem. Co do  kwestii różnic w zarobkach, oczywiście mogą one rodzić konflikty i pretensje. Zwłaszcza kiedy pojawi się dziura w domowym budżecie, na skutek złego zarządzania pieniędzmi. Najgorszy wariant to ten, kiedy jedna ze stron nie pracuje w ogóle. I to w sytuacji, kiedy nie ma do tego obiektywnych przeciwwskazań. To będzie sytuacja, kiedy na przykład dobrze zarabiający partner chce, by partnerka zajęła się prowadzeniem domu. Przestrzegam przed taką sytuacją. Z czasem może okazać się to źródłem przemocy ekonomicznej.

 

A czym jest i kogo najczęściej dotyka przemoc ekonomiczna w związku? Z moich obserwacji wynika, że są to głównie kobiety, które zdecydowały się na kilkuletni urlop wychowawczy i pozostają na utrzymaniu męża.

 

Zacznę od tego, że przemoc ekonomiczna jak każdy inny rodzaj przemocy, oznacza ograniczenie naszej wolności, narusza nasze prawa i powoduje psychiczne cierpienie. Najczęściej spotykane jej formy to: zabieranie pieniędzy współmałżonkowi, pozbawienie go  kontroli nad sposobem wydawania lub oszczędzania pieniędzy oraz wpływu na decyzję o zakupach, celowe niszczenie jego rzeczy, zaciąganie kredytów obciążających wspólny budżet bez porozumienia z partnerem, nakłanianie do ponoszenia nieakceptowanych wydatków, niepłacenie wspólnych opłat i rat, dysponowanie pieniędzmi ze wspólnego budżetu i sprzedawanie wspólnej własności bez porozumienia z partnerem. Ale przemoc ekonomiczna to także: przekupywanie dzieci i innych członków rodziny, ograniczanie dostępu do wspólnego konta, zniechęcanie do podjęcia pracy zawodowej lub uniemożliwianie jej podjęcia przez obciążenie dodatkowymi obowiązkami domowymi.

Rzeczywiście to groźne zjawisko dotyka znacznie częściej kobiet. To one chętniej rezygnują z zarobków w imię wychowywania dzieci (powód obiektywny). Często kilkuletni urlop wychowawczy zamienia się w kilkunastoletnie pozostawanie w domu, bo tego wymaga opieka np. nad dzieckiem niepełnosprawnym. Ale są też kobiety, które rezygnują z zarobków dobrowolnie, bo mąż zarabia wystarczająco dużo. Z czasem może się okazać, że taka kobieta, która mieszka w wygodnym domu, jest dobrze ubrana, a jej dzieci mają drogie zabawki, stała się ofiarą przemocy ekonomicznej, podobnie jak kobieta na urlopie wychowawczym. Nie mają one prawa do podejmowania decyzji o zakupach, ale za to muszą szczegółowo się rozliczać z pieniędzy wydanych. I nie ma żadnego znaczenia fakt, że te tak zwane kobiety niepracujące, wykonują codziennie pobieżnie licząc dwadzieścia cztery zawody.

 

Jak z punktu widzenia doradcy finansowego można uchronić się przed przemocą ekonomiczną w małżeństwie?

 

Przede wszystkim trzeba docenić siebie i nie pozwolić zepchnąć się na boczny tor w sprawach finansowych. Trzeba zachować prawo do podejmowania samodzielnych decyzji finansowych, aczkolwiek po konsultacjach ze współmałżonkiem. I trzeba zachować także prawo do posiadania środków finansowych na cele osobiste. Każdy ze współmałżonków powinien mieć inwestycję na własne nazwisko. Szczególnie dotyczy to kobiet, które zajmują się dziećmi oraz domem i jak powiedziałam wcześniej nikt im za to nie płaci. Nie powinno tak być, że o wszystkim decyduje jedna strona, a certyfikaty inwestycyjne są na nazwisko jednego współmałżonka. To się niestety często zdarza. I  dotyczy przede wszystkim kobiet. Bo to na ogół one są analfabetkami finansowymi, wierzącymi święcie w dwa mity, że to mężczyzna jest lepszym inwestorem i lepiej sobie radzi z pieniędzmi. Moim zdaniem, aby nie stać się ofiarą przemocy ekonomicznej, trzeba koniecznie podnieść swój poziom wiedzy finansowej. Wówczas nie będziemy bały się podejmowania decyzji finansowych i będziemy miały odwagę zakwestionować decyzję partnera. Z drugiej zaś strony świetnie wyłapiemy najsłabsze nawet sygnały, które mogą zwiastować nadchodzącą przemoc ekonomiczną.

 

Ponoć w dzisiejszych czasach dowodem prawdziwej miłości jest udostępnienie żonie bądź mężowi numeru PIN do  karty płatniczej przez współmałżonka. Czy Pani również zauważa takie zjawisko? 

 

Tam gdzie w grę wchodzi osobiste konto czy karta kredytowa, a więc ten kawałek niezależności w związku, do którego każdy ma prawo, decyzję co do udostępnienia PIN-u, nie powinno się traktować jako dowodu miłości. Z mojego punktu widzenia to raczej dowód zaufania do współmałżonka. Ale nie tylko. Jest też kwestia wewnętrznego przekonania, czy będę się dobrze czuł/a ze świadomością, że oddaję kontrolę nad własną kartą płatniczą.  Można współmałżonka darzyć głębokim uczuciem miłości, a jednak nie udostępnić PIN-u. Zwłaszcza w sytuacji kiedy znamy jego skłonność do wydawania pieniędzy lub co gorsze do hazardu. I znów potrzeba szczerej rozmowy, dlaczego taka jest, a nie inna nasza decyzja. Z mojego doświadczenia wynika, że udostępnienie PIN-u nie jest częstym zjawiskiem, co według mnie wcale nie oznacza braku miłości w tych związkach.                                                                                     

 

Fot. archiwum prywatne, D. Kubaś, materiały prasowe


Anna Pawliczko





42.jpg
00001



43.jpg
00002





 



Strona korzysta z plików cookies zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki dostępu lub przechowywania plików cookies w Twojej przeglądarce.
x